Najpierw chciałam opisać tutaj cały poród, ale potem komputer się popsuł i cały szkic szlag trafił. Może to i lepiej. Nie wiem czy jest choć cień szansy, że kiedykolwiek zapomnę jak mój poród wyglądał, a po co straszyć innych? Po krótce mogę napisać, że chciałam rodzić bardzo naturalnie, bez żadnych wspomagaczy, a stanęło na tym, że miałam rozkurczający zastrzyk w pupę, żel na rozwarcie szyjki macicy, oksytocynę, przebite wody płodowy, cztery znieczulenia (po 13 i 16 godzinie porodu oraz do nacięcia i szycia krocza) i w końcu poród zakończony zabigeowo przy użyciu kleszczy położnicych.
Wszystko to miało miejsce 30 maja.
Cały poród trwał około 21 godzin. Już w połowie miałam dość i za nic nie rozumiem jak mogło do tego wszyskiego dojść w XXI wieku... Wybrałam jeden z najlepszych szpiali w Polsce i ufałam bardzo personelowi tam pracującemu a mimo to doprowadzili do niedotlenienia mojego dziecka - czyli czegoś czego bałam się najbardziej. Cała ciąża przebiegała książkowo i tylko poród - jakiś głupi poród być może spieprzył zdrowie mojego dziecka. W ciąży nie chciałam słuchać koleżanek, które mówiły, żeby wziąć kredyt i rodzić przez cesarkę prywatnie. A dlaczego? Głównie dlatego, że po cesarce dłużej dochodzi się do siebie, że to poważna operacja. A gdzie w tym wszystkim dziecko?! Jak mogłam postąpić tak lekkomyślnie?! Nie wiem czy kiedykolwiek sobie to daruje, że moje maleństwo może nie rozwijać się przeze mnie prawidłowo. Próbowałam go rodzić, ale nie dałam rady i wtedy powinna paść decyzja o cesarce, której nie było. Kazali mi rodzić i rodzić! Ciągle byłam podpięta z jednej strony pod ktg z drugiej pod oksytocynę i uważali, że piewszy poród musi tak wyglądać. Byłam wykończona a ból nie miał końca. Kiedy usłyszałam o kleszczach odetchnęłam z ulgą, ale nie miałam pojęcia, że ma to związek z zanikiem tętna u dziecka. Męża wyprosiłam już przy partych, bo rwał sobie włosy z głowy a teraz mówi, że mój krzyk przy wyciąganiu dziecka kleszczami słyszeć musiał cały szpital i że nigdy tego krzyku nie zapomni.
Ale ja nie o bólu. Ja dla takiego Michałka i osiem takich porodów bym zniosła. Chodzi mi tylko o to, żeby był zdrowy. Po wyciągnięciu go położyli mi go na brzuchu na dosłownie 2 sekudny i zabrali. Wydawał mi się ogromny. Nie usłyszałam niczego w stylu : Gratulacje, to chłopiec! Zamiast tego usłyszałam "Patrzcie na pępowinę". Okazało się, że przyczyną niedotlenienia był węzeł prawdziwy. Najnormalniejsza w świecie pętla na pępowinie, którą dziecko musiało zrobić gdzieś w połowie ciąży. Powiedzieli mi, że to na prawdę wielkie szczęście, że dożył porodu, bo zwykle takie sytuacje kończą się tragicznie.
W amoku gadałam, żeby mąż był z dzieckiem i że chcielimśmy pobrać komórki macierzyste. Komórki poszły w odstawkę, bo trzeba było ratować i mnie i dziecko. Musiałam raz dwa urodzić łożysko bo mocno krwawiłam, ale to poszło dość gładko i mogli zacząć mnie zszywać. Ze względu na mocne krwawienie nie mogli czekać 10 minut, aż znieczulenie zacznie działać, więc zaczęli szyć po jakiś 3 minutrach. Szczerze powiedziawszy po tym wszystkim było mi już wszystko jedno. Założyli mi ponad 30 szwów. Nie tylko na zewnątrz na skórze ale i wewnątrz. Podczas szycia przyleciała pediatra i gadała coś o jakiś szczepieniach - wysłałam ją do męża.
Dziecko zaraz po porodzie dostało tylko 5 punktów w skali Apgar. I to jest przyczyna moich trosk i łez. Potem było 7 punktów i 8, 8. Przez 14 h był na patologii noworodków pod lampami. Ciężko mi było zasnąć na sali, gdzie każda kobieta miała obok łóżka dziecko a ja nie. Zastanawiałam się co sobie myślą - może, że urodziłam martwe dziecko i trzeba mi współczuć? Na noc dostałam czopek przeciwbólowy i naćpana tymi wszystkimi znieczuleniami poszłam spać.
Dalej kiedy myślę o tym co to biedne dziecko musiało przeżyć zbiera mi się na płacz. Zacisnęło mu się na główce jakieś zimne żelastwo i wyciągnęło go na ten świat. Michaś ma wzmożony odruch moro i drgawki z którymi wybieramy się do neurologa. Pediatra i fizjoterpauta mówili, że po tak ciężkim porodzie może tak być i że dziecko to potrzbuje dużo więcej czułości i ciepła niż inne dzieci. Najprawdopodobniej przez cały okres jego dorastania będę drżeć o to czy nie wyjdą jakieś nieprawidłowości. Póki co na wszystkich badaniach wychodzi, że rozwija się prawidłowo, ale jestem niemal pewna, że często śni mu się od nowa ten cały koszmar...