Jak w tytule - jest lipiec, Miki ma 25miesięcy a ja jestem w 17 tygodniu ciąży. Tak jak i w poprzedniej ciąży czuje się fatalnie.... i to by było na tyle. Pozdrawiam i mam nadzieje ze niedługo uda mi sie napisać coś wiecej.
Dopisek:
Udało mi się zdobyć laptopa :D Michał śpi, ale sąsiad wierci uparcie, więc nie wiadomo ile moje szczęście potrwa...
W dużym skrócie w tej ciąży wymiotuję mniej - nie mniej około raz na dwa dni zwrócę. Praktycznie za każdym razem jak Michał zrobi kupę... dlatego zaganiam Marcina do zmiany pieluch, ale nie zawsze jest w domu... Ponadto lodówka mi nie straszna, ale strasznie śmierdzi mi łazienka. I pranie!!! Już nie raz i to było powodem moich wymiotów. Mam już trzy różne płyny do płukania i na prawdę nie wiele to daje... Szczęśliwa jestem niezmiernie, że nie śmierdzą mi ludzie a w szczególności mąż :P Tym bardziej, że nasze życie seksualne dawno nie było tak udane jak obecnie ;)
Jeśli chodzi o Michałka to dalej nie mówi. Czasem coś powie jak np "jaja" na kinder niespodzianki, jajka i wszystko o obłym kształcie. Dzisiaj rano powiedział też "lampa". Ale więcej tego nie powtórzył. Wygląda to trochę tak jakby umiał, ale nie chciał i dalej wolał swoje "dedededededeee?". Ponadto uczenie go korzystania z nocnika zakończyło się u nas tym, że dziecko w ogóle przestało sikać i robić kupę - oto co narobiłam przez swoją głupią stanowczość, a przecież wiedziałam, że mam wrażliwe dziecko. W tym momencie powoli wszystko wraca do normy i już wolę jak sika na podłogę niż jak nie sika wcale.
Michał przechodzi fascynację samochodami, a ostatnio w szczególności monster trackami. Już mu taki kupiłam i czekam z niecierpliwością na przesyłkę. Wszystkie samochody Michałka koniecznie bez baterii i pierduł bo Mimi się z nimi wszystkimi kąpię. Niestety nie każdy to rozumie i czasem dostanie wypasiony samochodzik z którym jest więcej problemów i łez niż zabawy.
A i wiadomość roku - Michał zaczął jeść jak człowiek. Normalnie je. W końcu!!! I to wcina jak szalony wszelkie jajecznice, parówki, obiady - no wszystko.
I niestety, ale wciąż jest na piersi... próbowałam różnych sposobów, ale nie mogę go odstawić... Chyba już się z tym pogodziłam. Grunt, że ciąża nie zagrożona to mogę karmić spokojnie.
Jakieś dwa tygodnie temu dostałam strasznego ataku bólu podbrzusza i pleców. Byłam pewna, że to poronienie, tylko dlaczego nie ma krwi? W szpitalu okazało się, że mam atak kolki nerkowej. Ładne jaja. I do tego w ciąży. Nic mi nie dali w szpitalu. Nawet głupiej no-spy. A że już raz rodziłam - to powiem, że to było dużo gorsze!!! Lekarz mi tylko wyrwał kawałek karteczki i napisał że mam no-spe kupić w aptece i urofuraginum i jeść jak drażetki. Oczywiście chcieli mnie zostawić w szpitalu, ale co ja z Michałem bym zrobiła? To był już wieczór. Prawie noc! Marcin zaraz szedł do pracy. Wróciłam do domu i od razy do wanny. Michał mnie głaskał, pocieszał. Nażarłam się tych leków. I jakoś pomału przeszło...