Poniżej post z 16 sierpnia (ale nie miałam kiedy opublikować:P)
W całym dniu z dzieckiem uwielbiam to, że nigdy nie wiem co mnie jeszcze spotka. Czy będzie to szczotka do włosów i żel pod prysznic w pralce? Czy może miś w znywarce do naczyń? Są i mniej fajne rzeczy... jak np chowanie po 5 razy na dzień odkurzacza do szafki, bo mój chłopiec jest w nim strasznie zakochany :) Lata po domu z suszarką do włosów i starym czajnikiem elektrycznym, który znalazł pod zlewem. Wszystkie kable są dla niego fascynujące. A całe pudełko zabawek leży nieużywane... Kończą mi się też szafki na rzeczy, które powinny znajdować się poza zasięgiem dzieci. Większość szafek w naszym mieszkaniu nie jest już dla niego nie do zdobycia i poważnie po mału już nie wiem gdzie za chwilę będę przenosić leki, nożyczki, zszywacz, igły i nici...
Dopisek z 11 listopada
Michaś kręci się wszędzie jak nakręcony ;) Buduje wieże z papieru toaletowego i tankuje samochodzik rurą od odkurzacza. I tak nam dni mijają... Najgorzej jest między 17 a 19. Nie mam już wtedy zwykle sił na zabawę i Michał się nudzi albo sam lata dookoła a ja oglądam telewizję. Trochę mi źle z tego powodu, ale cóż... nie jestem robotem.
Byłaby to pora idealna na powroty taty z pracy, albo odwiedziny babci, ale niestety o jednym i o drugim mogę jedynie pomarzyć.
Przeżyliśmy trzydniówkę, która wcale nie trwa trzy dni, ale trzeciego dnia (u nas akurat czwartego) pojawia się wysypka. Matko jaką on miał gorączkę! Mało na zawał nie zeszłam. Dziecko nie miało kompletnie na nic sił. Trzeba go było ciągle nosić, słaniał się na nogach i w najlepszym razie (dla wszystkich) spał cały dzień przy mamie. Po tej chorobie stracił kilogram i trochę lżej się go nosi :P ale już chyba nadrabia...